Był oszustem i bankrutem. Interesy tajemniczego właściciela OLT Express i Amber Gold
Marcin Plichta ma 28 lat. Jeszcze w 2008 roku pod nazwiskiem Stefański odpowiadał przed sądem za przywłaszczenie ponad 170 tysięcy złotych. Został skazany na rok i 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Dziś inwestuje dziesiątki milionów złotych m.in. w Amber Gold i linie lotnicze OLT Express, które przebojem (a w zasadzie przebojowymi cenami) zgarniają coraz większą część podniebnego rynku w Polsce.
Jakikolwiek kontakt z Marcinem Plichtą jest mocno utrudniony. Nie rozmawia z mediami, nigdzie nie ma jego zdjęć, na stronach internetowych Amber Gold i OLT Express nie ma o nim słowa. - Dopiero po publikacji artykułu udało mi się z nim skontaktować, odpowiedział na moje pytania mailowo, przez pośrednika. Realnego kontaktu z nim nie miałem - mówi Dawid Tokarz, dziennikarz śledczy Pulsu Biznesu, który zgłębiał temat Plichty. O młodym biznesmenie ciężko się czegoś dowiedzieć, postanowiłem spojrzeć na niego przez pryzmat jego biznesów - przeszłych i obecnych.
|
|
|
Wszystko zaczęło się od Multikasy - sieci punktów do płacenia rachunków, która zachęcała klientów niższymi niż na przykład na poczcie opłatami - 1 złoty za rachunek - i zniżkami dla seniorów. Przez kilka miesięcy wszystko działało jak należy, firma się rozwijała i pozyskiwała nowych klientów, grzecznie przelewając wpłacone w okienku pieniądze na konta wierzycieli - telekomunikacji, firm dostarczających prąd itp.
Gdy klienci zdążyli zaufać Multikasom, pieniądze przestały płynąć tam, dokąd płynąć powinny. Dopiero po kilku miesiącach poszkodowani zaczęli dostawać wezwania do zapłaty, mogli więc nawet nie wiedzieć, że zostali przez Multikasy oszukani. Mieli przecież potwierdzenia… no właśnie. Potwierdzenia wpłaty pieniędzy na konto Multikasy, a nie firm, które powinny te pieniądze otrzymać. Sprawa trafiła do sądu, zajął się nią również Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Ten nakazał właścicielowi Multikasy, Grupie Finansowo Handlowej „NOVA” Sp. z o.o. (w której udziałowcem był Plichta) ogłosić, że osoby pokrzywdzone mogą się do niej zwracać po zwrot pieniędzy.
Cytowany przez Gazetę Wyborczą Marcin Plichta mówił: „Faktycznie zostałem skazany prawomocnym wyrokiem sądu. Broniłem się, ale sąd nie podzielił moich racji. Wyrok się uprawomocnił, należy go zaakceptować. Naprawiłem wyrządzoną szkodę wszystkim pokrzywdzonym.”
A skoro tak, mógł wrócić do biznesu. Założył wraz z żoną Katarzyną Grupę Inwestycyjną Ex, która po pół roku działalności, w połowie 2009 roku zmieniła nazwę na Amber Gold. Nie była to instytucja finansowa, która oferując lokaty i pożyczki podlega Komisji Nadzoru Finansowego, a środki zgromadzone na depozytach gwarantowane są przez Bankowy Fundusz Gwarancyjny. Małżeństwo Plichtów otworzyło - dodajmy, pierwszy w Polsce - dom składowy. Co to takiego?
Dom składowy przechowuje i zarządza w imieniu klienta towarami, które klient w nim złożył. W zależności od tego, co się składuje (surowce rolne, albo przemysłowe) firma taka podlega odpowiednio Ministerstwu Rolnictwa albo Gospodarki. W przypadku Amber Gold (złoto, srebro, platyna) nadzór był po stronie tego ostatniego.
Problem w tym, że po pierwsze szefem takiej instytucji nie może być osoba skazana prawomocnym wyrokiem. Po drugie zaś Amber Gold działał nieco inaczej - od klientów przyjmował pieniądze, a sprzedawał im udziały w złocie. W 2010 roku Ministerstwo Gospodarki wydało zakaz prowadzenia przez niego działalności. Od tego czasu oficjalnie spółka nie jest już domem składowym. Nie jest jednak również bankiem. Nie wiadomo, ilu ma klientów, jakimi pieniędzmi obraca, gdzie i na ile jest ubezpieczona. Z informacji zawartych w regulaminach dostępnych na stronie Amber Gold wynika, że „Towar zdeponowany w ramach umowy objęty jest poręczeniem Funduszu Poręczeniowego AGSp. z o.o. z siedzibą w Gdańsku i ma zagwarantowany zwrot wartości towaru do równowartości kwoty 250 000,00 PLN na Posiadacza w ramach wszystkich zawartych umów pomiędzy Amber Gold a Posiadaczem.” Znaczy to teoretycznie, że Fundusz Gwarancyjny (którego szefem jest Marcin Plichta) odda klientowi do ćwierć miliona złotych, jeżeli na przykład firma się wywróci i zbankrutuje. W styczniu tego roku Maciej Samcik pisał na swoim blogu „Nie wiadomo tylko, czy dotyczy to każdej z zawartych umów z osobna, czy przez Amber Gold (ta druga interpretacja oznaczałaby, że cała oferta firmy ubezpieczona jest tylko na 250.000 zł).”
Lokata w Złoto
Nawet 16,5 procent w skali roku i to z ominięciem podatku Belki. To nie marzenia ściętej głowy, a właśnie oferta Amber Gold. Rewelacyjna w porównaniu z lokatami bankowymi, które dają mniej więcej 6,5 procent. Równie niebezpieczna, co opisywane przeze mnie pseudo-lokaty w Finroyal.
Oczywiście istnieje prawdopodobieństwo, że firmy, które wykorzystując luki w prawie oferują coś na kształt lokat, zarobią dla nas pieniądze. Jednak, gdy nie traktują swoich klientów fair, nie publikują swoich wyników, nie informują o swojej sytuacji w sposób rzetelny, można przypuszczać, że okażą się zwykłą piramidą finansową. Piramidą, która wypłaca pieniądze klientom, dopóki większa liczba klientów wpłaca pieniądze do piramidy. Bez kasy mogą zostać ci na końcu łańcuszka.
Jak poinformowało mnie biuro prasowe Amber Gold, z ich usług skorzystało do tej pory około 50 tysięcy klientów. Na pytania, czy spółka zamierza publikować sprawozdania finansowe i na jakie kwoty jest ubezpieczona, odpowiedź brzmiała: "Amber Gold aktualnie przekształca się w Spółkę Akcyjną, aby docelowo stać się spółką publiczną. W stosownym czasie wyniki spółki zostaną upublicznione." Problem polega na tym, że KRS wzywa spółkę do złożenia dokumentów za 2010 rok pod rygorem grzywny, nie wiadomo jednak jaka byłaby to grzywna i co z tego zrobi sobie spółka.
Kolejnym problemem z Amber Gold jest złoto. Firma obiecuje stałe zyski na złocie (informuje też co prawda, że może praktycznie dowolnie zmieniać opłaty i prowizje, więc z obiecywanych 16,5 proc. może zostać sporo mniej), ale próżno szukać specjalisty zajmującego się złotem (platyną i srebrem też), który obieca nam coś podobnego. - My nie możemy zapewnić klientom „gwarantowanych zysków” z „lokat” w złoto i z produktów opartych na złocie, ponieważ w żaden sposób nie da się ich zagwarantować, a w konsekwencji i wyegzekwować. Tego typu zapewnienia naszym zdaniem są nieprawdziwe - mówił dziennikarzom Pulsu Biznesu Mariusz Przybylski, rzecznik Mennicy Polskiej.
AG nie oferuje jedynie „lokat”. Śmiało można również pożyczyć od nich pieniądze. Teoretycznie jeżeli jakaś spółka chce udzielać kredytów i nie podlegać pod nadzór KNF, musi tychże kredytów udzielać ze środków własnych, a nie zebranych od innych klientów. Dlaczego teoretycznie? Bo Amber Gold nie publikuje żadnych informacji finansowych i prawdopodobnie jedynie jej zarząd wie, skąd dokładnie idą pieniądze na konkretne cele. Komisja Nadzoru Finansowego wpisała Amber Gold na czarną listę firm, które oferują produkty i usługi podobne do tych, które są w bankach, ale nie podlegają pod państwową kontrolę.
OLT Express
Inwestycyjne złotko nie jest jedynym biznesem Plichtów. W 2011 roku kwotą 15 milionów złotych dokapitalizowali linie lotnicze JetAir, następnie kupili (będące w słabej kondycji finansowej) niemieckie OLT - założone w 1958 roku. Nie dopuścili do zwolnień, połączyli spółki i rozwinęli siatkę połączeń w Polsce. W tej chwili - dzięki tanim biletom - mają wielu klientów.
Nadal jednak biznesy Plichtów pozostawiają więcej pytań, niż odpowiedzi. Według doniesień medialnych ich spółki mogą być w tej chwili warte ponad 120 milionów złotych. Ilu klientów ma Amber Gold? Jakie pieniądze zgromadził? Jak nimi obraca? Jakie ma koszty i jakie ma zabezpieczenia? Ilu pasażerów wożą OLT? Ile zarabiają? Ile wydają? Czy Amber Gold i OLT Express nie mają wspólnych zabezpieczeń?
Biuro prasowe spółki poinformowało nas, że "OLT Express jest częścią Grupy Amber Gold, jednakże jest osobnym biznesowym przedsięwzięciem, posiadającym własną strukturę organizacyjną dopasowaną do specyfiki rynku lotniczego." To jednak zupełnie nie daje odpowiedzi na postawione pytanie. Czy klienci AG są niejako inwestorami w OLT? Czy gdyby ta finansowa firma upadła, upadną też linie lotnicze? Skoro działają zgodnie z prawem, czemu nie chcą objąć swoje działalności inwestycyjno-pożyczkowej kontrolą KNF?
Pytań może być dużo więcej, warto zadać sobie najważniejsze: czy warto inwestować, pożyczać i oszczędzać za pośrednictwem takiej spółki.
|